Powód do niepokoju
W ostatnich dniach Internet zalewają newsy o nowym silniku do generowania obrazów – ChatGPT 4o. Nowa zabawka od OpenAI radzi sobie już niemal bezbłędnie z generowaniem grafik z tekstem, imitowaniem różnych stylów, a nawet podrabianiem konkretnych estetyk. Wraz z tym ogłoszeniem, sieć zalała fala obrazków, które nie tyle „inspirują się”, co po prostu kopiują styl Studia Ghibli czy kreskę z Simpsonów. I tu pojawia się zgrzyt. Graficy, ilustratorzy, artyści – spokojnie, możecie już zacząć przebranżawiać się na operatorów koparek. Jako osoba, która na co dzień korzysta z AI (tak, ten tekst też został przez nią podrasowany – ale nie napisany), czuję, że właśnie zaczynamy przekraczać pewną granicę. Granicę szacunku dla człowieka i jego pracy. Dla lat praktyki, warsztatu, indywidualnego stylu i myślenia. Nie przeraża mnie już nawet sama moc tych generatorów. Bardziej niepokoi mnie kompletna ignorancja wobec praw autorskich i brak jakichkolwiek regulacji. Generowanie obrazków w stylu Ghibli? Dla mnie to czysty brak szacunku do twórców. Pogwałcenie ich pracy. Oczywiście niektóre generatory mają "blokadę" na konkretne wzorce, ale bardzo łatwo je obejść. Ba nawet sam ChatGPT proponuje sposób obejścia restrykcji :)
Pamiętacie Prismę?
Pamiętacie Prismę? Aplikację, która przerabiała zdjęcia na „dzieła sztuki” inspirowane znanymi stylami malarskimi? Wyobraźcie sobie teraz apkę, która robi dokładnie to samo, ale zamiast stylu van Gogha serwuje Wam Ghibli albo Simpsonów – czyli coś, co jest objęte ścisłą ochroną prawną. Taka aplikacja nie pożyłaby długo – Disney ze swoimi prawnikami zadziałałby szybciej niż myślicie :). Technicznie ChatGPT i taka hipotetyczna apka to różne bajki. Ale etycznie? To samo. A teraz najlepsze – nawet politycy i urzędnicy jarają się nowym silnikiem. Bawią się nim jak dzieci, generując grafiki pod kampanie wyborcze, albo wrzutka o zatrzymanej kobiecie z Dominikany na profil w x.com Białego Domu. Trochę to słabe. Trochę żenujące.


Rewolucja czy pułapka?
Wpadliśmy w pułapkę lenistwa, które chowamy za hasłami typu „efektywność” i „optymalizacja”. AI to przecież przejaw zaradności, nie? Może i tak – ale przy okazji odbieramy ludzki, kreatywny pierwiastek z wszystkiego, co nas otacza. Szczególnie w internecie. Generatory treści i obrazów zalały sieć generycznymi postami. Ostatnio widziałem cztery reklamy na Instagramie, które wyglądały identycznie – różniły się tylko tym, że jeden autor opowiadał jak stworzył stronę, która zwiększyła konwersję o 33%, a drugi o 44 :). Internet staje się jednym wielkim śmietnikiem. Większym niż już był. Oczywiście – moda na Ghibli minie. Przyjdzie coś nowego, i też się znudzi. Ale mam nadzieję, że zanim zatoczymy kolejne kółko, doczekamy się regulacji chroniących prawdziwych twórców. AI to nie potwór, który zjada nasz świat. To narzędzie. Problem w tym, że używamy go bezrefleksyjnie. AI może przyspieszyć wiele procesów, pomóc strategicznie, zminimalizować błędy w nudnych, mechanicznych zadaniach. Ale jeśli damy się wciągnąć w ten hype bez myślenia – to, jak powiedział Hayao Miyazaki, będzie to po prostu obrzydliwe.